sobota, 20 lutego 2010

MEDYKA / zapamiętanie spowiedzi miedzy narodami /



Słońca już nie było
Ani we Wschodniej Europie
Ani we mnie
Kiedy stanąłem u wrót
Polskiego raju
Z przemoczonymi stopami
I kilogramem chałwy
W kieszeniach plecaka

Chałwę kupiłem na pożegnanie
Głowy mojej
Z rejonem ekspresyjnego życia
W którym setka wódki
Bywa tańsza od kubka herbaty
Z cytryną

A jednak nie zauważyłem tam
Humanitaryzmu celnego
Owiniętego w empatię
Z człowiekiem walczącym
Z demonami ekonomii
W progu granicznego czyśćca
Kartonem primek pod spódnicą
I spirytusem w jelicie z plastiku

Były tylko boksy
Poustawiane dookoła inwigilacyjnej strefy
Boksy okrążone stalowym żywopłotem siatki granicznej
Oraz warczące na tłum niepoświęcony
Komendy wypoczętych pograniczników
Umundurowanych blokersów
Gorszych od bezdomnych psów
Bo poustawianych zbrojnie
Wzdłuż drzwi
Do lepszego wymiaru

Ale w międzynarodowej celi
Pro et kontra
Bawiącej się moim paszportem
Jak zabawką z celulozy
Nikogo nie interesowało to
Skąd wracam
Tak na serio

I stąd na języku moim
Pojawia się teraz
Ta błyskawicznie unerwiona
Świadomość tego
Że oto potęgę swoją
Jeden z bystrzejszych rozumów
Już wieki temu
Sprytnie poprzerzynał kordonami upokorzeń
Jakby człowiek wyprostowany
Był wielogatunkowym bydłem tylko
Ustawionym pokornie do drogi
Ku zarżnięciu
A nie czystą poezją w dziele stworzenia

Dlatego
Na koniec wszystkiego
Co napisałem
Wsadzę teraz
Tylko tą
Jedną
Jedyną
Sangwiniczną ciszę

A oto i ona