środa, 25 kwietnia 2012

Ameryka przed Kolumbem... ODKRYTA!



Na jednej z XVI wiecznych map oficera tureckiej armii, admirała Piri Rejsa widnieją bardzo dokładnie oznaczone brzegi Ameryki. Mapę sporządzono w 1513 r., i zaznaczono na niej Brazylię, a także odkrytą dopiero 300 lat później - Antarktydę (dokładniej Ziemię królowej Maud).
Fakt ten mocno zaskakuje współczesnych kartografów, ale i przeciętnego zjadacza chleba. I stąd "istnieją opinie, jakoby przed Kolumbem, już w starożytności, Amerykę odkryli… Fenicjanie. Choć udowodniono, że ocean da się pokonać przy użyciu nieskomplikowanych technologii, to nie ma przekonywujących źródeł, mogących poświadczyć, że antyczni podróżnicy rzeczywiście tego dokonali. Wkładamy to zatem między bajki. Także z żywotów Irlandczyka, świętego Brendana (zm. 577), możemy wyczytać, że ten zacny i bogobojny mąż był wielkim włóczykijem. Obłaskawiał dzikie morskie stworzenia, uspokajał wiatry, a nawet ochrzcił spotkanego podczas jednej ze swych wypraw olbrzyma. Podobno świętemu zdarzyło się nawet dotrzeć w małej obleczonej skórą łódeczce do Ameryki i to aż do Nowej Funlandii, a po pięciu latach od wypłynięcia powrócić do Irlandii. No cóż, także w tym przypadku pozostaje co najwyżej ślepa wiara. Swoje amerykańskie wojaże potwierdzili za to wikingowie. Pochodzące z wykopalisk na Grenlandii znaleziska archeologiczne potwierdzają, że w X wieku nordyccy żeglarze nie tylko na pewien czas skolonizowali tę amerykańską wyspę, ale i zapuścili się dalej w głąb lądu. Prawdopodobnie wyprawa zakończyła się stosunkowo szybko spektakularną porażką, choć istnieją (nie do końca przekonujące) przesłanki, jakoby eksploracja nowego kontynentu przez wikingów i ich potomków trwała przez kolejne wieki" [ciekawostkihistoryczne.net].

Fascynacia tematem doprowadza do postaci Michaela Bradleya, który w swojej książce "Holy Grail Across the Atlantic", twierdzi, że w 1398 roku do brzegów dzisiejszej Kanady dotarła grupa heretyków religijnych z Europy, osiedlając się w Nowej Szkocji. Heretyków tych nazywano na Starym Kontynencie Katarami lub Albigensami, a głównym elementem ich herezji [jak pisze Chris Miekina]: "była wiara w to, że Jezus poślubił Marię Magdalenę i miał z nią jedno lub może nawet więcej dzieci, które przetrwały zawieruchę historii i znalazły schronienie w południowej Francji. Ci heretycy wierzyli, że potomkowie Jezusa żyją wśród nich, a rodziną, która reprezentowała ten związek, była rodzina de Bouillon. To oni mieli nosić w sobie krew Jezusa i być jego bezpośrednimi potomkami.
Przez swój specjalny status rodzina de Bouillon stała się śmiertelnym zagrożeniem dla pozycji papieża, podważając zasadność reprezentowanej przez niego instytucji a także grożąc rewizją Nowego Testamentu, złożonego w jedną całość tak, aby odpowiadała potrzebom Watykanu.
Papież miał pełną świadomość tego zagrożenia dla własnej politycznej i religijnej władzy, ale niewiele mógł zrobić wiedząc, że poparcie dla Katarów i ich wersji Nowego Testamentu jest zbyt silne by wystąpić przeciwko nim otwarcie. Po Europie krążyły wówczas genealogię pokazujące świętą linię krwi od Jezusa aż po Gotfryda de Bouillon, który w 1099 r. został ogłoszony królem Jerozolimy przez konklawe tak duchownych jak i możnowładców. Sam Gotfryd czując sprzyjającą chwilę dziejową zaczął energicznie utrwalać swoją specjalną pozycję w chrześcijaństwie i stworzył siłę militarną, która miała chronić jego polityczną zdobycz. Był to zakon rycerski Świątyni Salomona, zwany później templariuszami. Po początkowych sukcesach szczęście odwróciło się od Templariuszy, Jerozolima została utracona i mimo wysiłków aby utrzymać Królestwo Boże na Bliskim Wschodzie stało się jasne, że jego koniec jest bliski.
Dynastia założona przez Godfryda de Bouillon musiała przełknąć tą klęskę i wycofała się do rodzinnej siedziby w południowej Francji. Utrata Jerozolimy znaczyła także i to, że utracili oni swoją specjalną pozycję w chrześcijaństwie, nimb świętości jaki ich otaczał. Papież natychmiast wykorzystał tą sytuacją i ogłosił krucjatę przeciwko heretyckim Katarom. 16 marca 1244 r. padła ostatnia forteca Katarów, położona w wysokich Pirenejach – cytadela Montsegur. Pół wieku później podobny los spotkał samych templariuszy kiedy to papież Klemens V razem z królem Filipem Pięknym zmiażdżył potęgę zakonu w 1307 r.
Legenda głosi, że templariusze znaleźli św. Graala w Palestynie i zostawili go pod opieką Katarów, którzy przechowywali go w swojej twierdzy Montsegur. Św. Graal w powszechny wyobrażeniu był kielichem, z którego pił Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy. Kielich ten przechowywał Józef z Arymatei i później zbierał w niego krew, która spływała z boku Jezusa, gdy po ukrzyżowaniu zadał mu ranę legionista Longinus. Dziś jednak staje się coraz bardziej jasne, że św. Graal to nie naczynie a kontynuacja świętej krwi Jezusa w kolejnych pokoleniach. Św. Graal wg legendy miał opuścić twierdzę w Montsegur na kilka dni przed jej upadkiem. Chronili go trzej rycerze i jeśli założyć, że św. Graal nie był kielichem to rycerze chronili osoby, w których płynęła krew Jezusa.
Po upadku zakonu wielu templariuszy schroniło się w Portugalii, gdzie zmienili nazwę na zakon Rycerzy Chrystusa i byli chronieni przychylnością i łaską wielu portugalskich książąt i królów, którzy byli także Wielkimi Mistrzami zakonu. Inni Templariusze uciekli do Szkocji, gdzie chronił ich baron Rosslyn – Henry Sinclair. Wielu z nich w podzięce za przychylność swego patrona wzięło udział w walce Szkotów z Anglikami i pod wodzą księcia Roberta Bruce’a pokonali ich w bitwie pod Bannockburn. Wraz z templariuszami św. Graal najprawdopodobniej dotarł do Szkocji i tu jego ślad zaczyna kluczyć i znikać, jakby ktoś zaczął skutecznie zacierać jego ślady. Poszlaką wskazująca miejsce, gdzie być może został ukryty lub przewieziony, są atlantyckie podróże Henry Sinclaira. Odkrył on ląd, który nazwał Estotiland i założył tam osadę. Z wielkim prawdopodobieństwem można dziś powiedzieć, że tym lądem była dzisiejsza (jakżeby inaczej) Nowa Szkocja w Kanadzie.
Sinclair z pewnością nie podróżował dla przyjemności. Nie robił tego także z sympatii dla swoich przyjaciół templariuszy. Wiedział, że służy jakiejś wielkiej sprawie, idei ważniejszej niż jego kraj, dobra a nawet rodzina, którą pozostawił bez obrony gdy na co najmniej dwa lata zniknął wraz z całą swą flotą za Atlantykiem.
Szukając powodów tak wielkiego oddania Henry Sinclaira dla sprawy templariuszy, tylko jeden z nich wydaje się rozsądnie tłumaczyć tak ofiarne zaangażowanie szkockiego barona. Templariusze byli strażnikami Graala i aby uratować go przed dostaniem się w niepowołane ręce, Sinclair zdecydował się zaryzykować los ziemi na której panował. Szkocja była wówczas pod nieustannym atakiem Anglików, którzy za wszelką cenę chcieli podporządkować sobie krnąbrną prowincję. To dlatego Graal nie mógł zostać w Szkocji zwłaszcza, że Henry Sinclair znał bezpieczne miejsce o którym Europa zdawała się nie mieć najmniejszego pojęcia.
Klasyczni historycy zdają się ignorować fakt regularnych wypraw na ląd północnoamerykański, organizowanych przez Wikingów, Irlandczyków czy Szkotów. Co ciekawe teoria ta wcale nie jest aż tak fantastyczna i ma na swoje potwierdzenie wiele dowodów. Jednym z nich jest choćby mapa Caspara Vopella z 1545 r, gdzie w miejscu, w którym znajduje się Nowa Szkocja, kartograf narysował figurę templariusza a samo miejsce nazwał „Portem Uchodźców”. Na terenie kanadyjskiej Nowej Szkocji i amerykańskiej Nowej Anglii znaleziono wiele śladów tajemniczych ruin, które mogły pochodzić z osiedli zbudowanych przez przybyszów z Europy. Ruiny takie znaleziono także na granicy Vermontu i Quebecu a znaki templariuszy na głazach u styku stanów Pensylwania i Nowy Jork. Inni badacze znaleźli ślady istnienia osiedli założonych przez Europejczyków dookoła Jeziora Ontario. W zatoce Quinte znaleziono szczątki osiedla, którego populację oceniono na co najmniej 1200 osób. Wiadomo jedynie, że ludzie ci byli Europejczykami i zniknęli w tajemniczych okolicznościach gdzieś ok. 1620 r. Historycy nie mają pojęcia kim mogliby oni być, zwłaszcza, że wg konwencjonalnej wiedzy historycznej w tym czasie nie kolonizowano wnętrza nieznanego i dopiero co odkrytego kontynentu.
Wygląda więc na to, że po początkowym osiedleniu się templariuszy na wybrzeżach Nowej Szkocji, przewidzieli oni, że wcześniej czy później pojawią się tam inni osadnicy. Dlatego przezornie wyruszyli w głąb kraju i kiedy kolonizacja kontynentu północnoamerykańskiego stała się faktem, wmieszali się w coraz liczniej przybywających do Ameryki emigrantów. Większość templariuszy miała swoje korzenie kulturowe we Francji, toteż najłatwiej im było wmieszać się w żywioł francuski, budujący zamorską prowincję Burbonów w dzisiejszym Quebecu. Część z nich z pewnością osiedliła się w należącej dziś do stanu Maine Akadii. Akadyjczycy mówili po francusku a genealogia ich rodzin była znacznie dłuższa i niezbyt dobrze mieszcząca się w krótkiej historii kolonizacji tych terenów. Najpopularniejszym nazwiskiem wśród Akadyjczyków było Gallant co można przetłumaczyć jako rycerz.
Co więc w takim razie mogło stać się ze św. Graalem? Nie mógł pozostać w Szkocji, podobnie jak i templariusze, których ilość na dworze Henry Sinclaira mogła spowodować ogłoszenie krucjaty przeciwko baronowi Rosslyn i Orkadów. Dlatego wyprawa do Ameryki wydaje się logicznym i bardzo prawdopodobnym wyjściem. To dlatego Henry Sinclair użył całej swojej floty, aby wywieźć templariuszy i być może św. Graala z coraz bardziej niebezpiecznej Szkocji. Jeśli wierzyć w legendzie Katarów i widzieć w Graalu linię krwi Jezusa, potomkowie jego i Magdaleny także wyruszyli do Nowej Szkocji pod osłoną templariuszy.
Ale templariusze nie byli jedynymi Krzyżowcami, którzy uwikłani są w historię św. Graala. Kiedy ustanowiono królestwo Jerozolimy, obok templariuszy powołano do życia jeszcze jeden zakon militarny, którym byli Joannici (dzisiejsi Kawalerowie Maltańscy).
Przez lata krucjaty Joannici wielokrotnie rywalizowali o wpływy z templariuszami i nawet po rozwiązaniu zakonu templariuszy ich drogi wielokrotnie się krzyżowały w rozmaitych okolicznościach (Joannici przejmowali wiele dóbr po templariuszach i postrzegani byli jako ich konkurencja). O ile templariusze w tajemnicy wymykali się do Nowej Szkocji o tyle Joannici po załamaniu się Krucjaty i utraceniu dóbr w Ziemi Świętej a także wyspy Rodos, która była ich główną bazą, otrzymali w swe posiadanie dzisiejszą prowincję Quebec. W Ville de Quebec wybudowali pierwszą na Nowej Ziemi fortecę. Nieoczekiwanie tereny dzisiejszej francuskojęzycznej Kanady stały się domem dla dwóch najpotężniejszych średniowiecznych zakonów. Zakonów, których ideologia jaką wyznawały i system wartości, nieoczekiwanie nie pokrywał się ze stanowiskiem Watykanu. Zakony poprzez swą militarną i ekonomiczną siłę a także wojskową dyscyplinę zdołały skutecznie zakonspirować swe prawdziwe podejście do kwestii wiary a przez to i życia. Próba stworzenia społeczności rządzonej w ten alternatywny sposób zakończyła się katastrofą i masakrą Katarów i Albigensów. Nie powiodła się także próba stworzenia nowego państwa Outremere w Palestynie. Nieoczekiwanie jedyną szansą okazała się być podroż na ląd, który wówczas nie tylko nie istniał na mapach, ale także w percepcji tryumfującego papiestwa i świeckich władców Europy, którzy szybko zorientowali się, że Krzyżowcy stają się dla nich niebezpiecznym konkurentem. Rycerskie zakony strzegące linii krwi Chrystusa (patronem Joannitów był św. Jan, w którego Ewangelii można przeczytać historię wesela w Kanie Galilejskiej, które z kolei wg. Katarów miało być ślubem Jezusa i Marii Magdaleny) i pragnące przywrócić mu należne miejsce w Jerozolimie przegrały swą walkę lecz nie poddały się. Skoro więc nie można było zdobyć starej Jerozolimy, to trzeba było znaleźć nową. I dlatego wybudowano ją od podstaw w Ameryce, trzymając rzecz całą w permanentnej konspiracji po dziś dzień aby już nikt nigdy nie pokrzyżował planów i nie odebrał Nowej
Jerozolimy św. Graalowi"[Chris Miekina. Święty Graal i Templariusze - wolnemedia.net].

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

wtorek, 17 kwietnia 2012

Średniowiecze




Te dwie ilustracje pochodzą z dwunastowiecznego apendyksu uczonego o. Laurentia: "Annales Laurissenesses", wchodzącego w skład kroniki wydarzeń z VIII i IX wieku, pt. "Patrologia".
Przedstawiają widzenie tajemniczych obiektów, które miało miejsce w chwilach oblężenia zamku Sigiburg we Francji w 776 roku podczas wojennej wyprawy Karola Wielkiego- Cesarza Świętego Państwa Rzymskiego i Narodu Niemieckiego przeciwko Saksonom.

Tekst łacińskiej kroniki /według przekładu Waltera Raymonda Drakea/ podaje, iż: "Poseł odczytał wieść o powstaniu Sasów. Wzburzyli się oni wielce i zabili wszystkich swych nadzorców. Udało im się zdobyć podstępnie Aeresburg i wygnać Franków. Po opuszczeniu zamku, zrównali go z ziemią... Potem buty pełni, maszerowali dalej głosząc, że tak samo zrobią i z Sigisburgiem. Jednak obrońcy grodu z Bożą pomocą dali im hardy i zdecydowany odpór. Mimo tego sytuacja była beznadziejna i musieliby oni długo czekać na posiłki. Tymczasem Sasi nie mogli zamku zdobyć i zburzyć, przeto ustawili oni katapulty... Jednak wola Boża chciała, że wystrzelone kamienie bardziej im zaszkodziły, niż obrońcom grodu! Zaczęli więc stawiać drabiny i wieże, z których zamierzali gród zaatakować. Bóg jest dobry i wynagrodził obrońcom ich odwagę. Tego dnia, kiedy miał się odbyć atak na chrześcijan, ukazała się Opatrzność Boża nad kościołem znajdującym się w twierdzy. Ci, którzy ów wielki znak widzieli, a wielu z nich żyje do dziś dnia, zgodni są co do tego, że nad kościołem widzieli dwie latające tarcze, ognistoczerwonego koloru. (Dosłownie: "et dicunt vidisse instar duorum scutorum colore rubeo flammantes et agitantes super ipsam ecclesiam.) kiedy poganie ujrzeli te znaki, w panice pierzchli w straszliwym przerażeniu. Jedni zabijali drugich, nabijali na kopie tych, którzy biegli przed nimi. Boska zemsta naganiała innych wprost na kopie swoich wojowników. Obrońcy odważyli się na wycieczkę i gnali Sasów aż do Lippe, a tam ich w potyczce, zupełnie wyczerpanych po forsownym biegu, pokonali".

To co wydarzyło się w Sigiburgu nie było jednak jedynym wydarzeniem tego typu w czasach Średniowiecza. Otóż /jak podaje Leszek Wiktor Klimek [uleszka.net] w tekście "KOSMICZNY ATAK W CZASIE WYPRAW KRZYŻOWYCH"/: "za panowania króla Pepina Małego (714-768), na niebie Francji ukazywały się napowietrzne okręty pilotowane przez jakieś istoty, które zwano SYLFAMI. Pospolity lud był przeświadczony, że są to magowie, którzy posiedli umiejętność latania w powietrzu, od czego powstają burze i gradobicia. Obawy przed najazdem tych Władców Powietrza poszły już tak daleko, że Karol Wielki i jego następca wydali już we wstępie do swych "Capitullarii" wyroki śmierci na załogi napowietrznych okrętów!!! Dr Fiebag [niemiecki geolog uhonorowany nagrodą imienia dr. A. Hendriego przyznawaną przez fundację o tej samej nazwie za wybitne osiągnięcia w dziedzinie "obiektywno-krytycznych" badań nad UFO, za prezentowanie licznych hipotez mających na celu wyjaśnienie tego zjawiska, jak również za efektywną działalność publicystyczną] w związku z tą sprawą cytuje notatkę francuskiego księcia Montfaucona de Villarsa, który w 1670 roku posłużył się dziś już zapomnianymi, średniowiecznymi tekstami: Sylfów widział takoż prosty lud, jak i koronowane głowy. Aby pozbyć się tej niesławy, którą ich otoczono, porywali oni ludzi i ukazywali im piękne kobiety, ich bogactwo, władzę, a potem przenosili ich z powrotem na ziemię, w różne miejsca. Naród, który widział ich lecących nad ziemią brał ich za czarnoksiężników, którzy przynosili ludziom i zwierzętom śmierć. Nie do wiary, ilu z nich zginęło od ognia lub wody!

A teraz inny przykład...

Poniższa ilustracja pochodzi z roku 1557 z księgi „Prodigiorum Ac Ostentorum Chronicon / Kronika niezwykłości i złowróżbnych znaków”, autorstwa Conrada Lycosthenesa i obrazuje "kometę" zaobserwowaną w Arabii w roku 1479.



Na stronie 494 tejże publikacji podaje się, że zjawisko to "miało kształt ostro zakończonego drewnianego słupa". Dzisiaj to, co widzimy przypomina bez wątpienia rakietę z dużą ilością bulajów /małych iluminatorów [okrągłych okienek], jak na statku, jachcie i innych jednostkach pływających/ i niewykluczone, że wiele innych starożytnych zapisów mówiących o „kometach" dotyczyło właśnie takich maszyn lub im podobnych NOL-i /Niezidentyfikowane Obiekty Latające/, niż "złowróżbnych" ciał niebieskich z "ogonem".

Opisany powyżej materiał znajduje się w Australian Musem Research Library.

niedziela, 15 kwietnia 2012

Najbardziej Zagadkowa Księga Świata - Film

Księga "Wojnicza" [Voynicha] - 2





"Manuskrypt Voynicha był przedmiotem intensywnych badań prowadzonych przez profesjonalnych kryptologów, jak i amatorów, m.in. przez uznanych amerykańskich i brytyjskich specjalistów od łamania kodów, którzy działali podczas II wojny światowej (żadnemu z nich nie udało się rozszyfrować ani jednego słowa). Ta seria niepowodzeń spowodowała, że manuskrypt stał się słynnym przedmiotem kryptologii historycznej, ale również dodała wagi teorii mówiącej, że księga jest po prostu wyszukaną mistyfikacją, sekwencją przypadkowych symboli, które nie mają żadnego znaczenia".

Tak czy inaczej RĘKOPIS WOJNICZA to NAJBARDZIEJ ZAGADKOWA KSIĘGA ŚWIATA

Księga "Wojnicza" [Voynicha] - 1







"Manuskrypt, który obecnie znajduje się w zbiorze Rzadkich Ksiąg i Manuskryptów przy Yale University, odkryty został w podrzymskiej wsi Villa Mondragone w 1912 r. przez polskiego antykwariusza Michała Wojnicza (na emigracji stał się Wilfridem Voynichem), który przeszukiwał skrzynię z książkami wystawionymi na sprzedaż przez Jezuitów.

Księga ta fascynuje już samym swym wyglądem. Linijki tekstu umieszczonego na starym pergaminie obiegają skomplikowane rysunki roślin, tablice astronomiczne oraz ludzkie postacie. Na pierwszy rzut oka przypomina on swoim wyglądem wiele innych podobnych ksiąg, jednak…

Jeśli przyjrzeć się dokładniej temu dziełu, na jaw wyjdzie pewna dyskretna różnica w postaci dziwnego pisma, którego niektóre litery przypominają łacińskie, jednak większość nie występuje w żadnym innym języku. Tworzą one słowa i zdania, ale cała zawartość manuskryptu nie przypomina żadnej innej książki stworzonej ręką człowieka!"

Obrazy...



Pablo Uccello (1396 1475) - "La Tebaide"
Przy krzyżu widać wyraźne obiekty w kształcie spodka.



Palazzo Vecchio - "The Madonna with Saint Giovannino". Człowiek w rogu, za plecami Madonny obserwuje obiekt na niebie.



XVII-wieczny fresk znajdujący się w Svetishoveli Cathedral w Mtskheta w Georgii. Ukazuje Jezusa ukrzyżowanego. W tle, pod ramionami krzyża można dostrzec latające obiekty.



Aert De Gelder - "The Baptism of Christ" Obraz namalowany w 1710 roku. Widać wyraźnie unoszący się obiekt w kształcie dysku, który kieruje wiązkę promieni światła na Jana Babtysta i Jezusa.



Masolino Da Panicale - "The Miracle of the Snow". Czy to tylko wizja artysty? Jeśli tak to bardzo śmiała, jak na kogoś, kto żył w latach 1383-1440. Widzimy tu Jezusa i Marię na latającym spodku z chmur, w tle mnóstwo podobnych obiektów.

Peru






Kamienie z Ica

Dr. Javier Cabrera Darquea z Ica w Peru zebrał kilka tysięcy kamieni, a jego dom stał się muzeum... "Prywatny zbiór Cabrery zawiera kolekcję kamieni należących do jego ojca, Bolivii Cabrera, hiszpańskiego arystokraty, zebranych z pól plantacji należącej do rodziny w późnych latach 30-tych XX wieku oraz kamienie zgromadzone przez niego samego. Do późnych lat 70-tych zgromadził on ponad 11.000 tych niezwykłych przedmiotów(...)" Według Carbery obrazy na tych kamieniach stanowią starożytną encyklopedię wiedzy. "Zawierają zdumiewającą różnorodność scen i wzorów (w tym sceny opisywane jako „pornograficzne”). Znajdują się tam również wizerunki, jakie zmienić mogą historię Ziemi – ludzi obcujących z wymarłymi zwierzętami, polującymi i oswajającymi dinozaury, a dokładnie brontozaury, tyrannosaurusa rexa, stegozaura oraz pterodaktyle. Zgodnie z opinią koneserów, klejnotem wśród kolekcji z prehistorycznymi gadami, jest scena, w której ludzie używają toporów do zabicia dinozaura.
Zgodnie z panującą naukową opinią, przestrzeń między dinozaurami a najwcześniejszymi potomkami ludzi wynosi ok. 60 mln. lat. Ta ogromna przepaść, wsparta dowodami geologicznymi i nowoczesnymi metodami datowania, czyni trudną do naukowego rozważenia myśl o współistnieniu dinozaurów i człowieka. W dodatku, teoretyczne konsekwencje zaakceptowania autentyczności kamieni Ica są równie trudne(...) Powstał zamęt(...)
Kamienie Ica uznane zostały za oszustwo i za oficjalną gałąź przemysłu turystycznego(...) Pod koniec życia Cabrera zamieszkał w swym królestwie, poświęcając się na rzecz izolacji i kontemplacji pośród dziwnych kamieni. Wierzył, iż dowiedział się o tym, co mówią: „Mogę jedynie wydedukować, że ludzie, którzy wykonali kamienie koegzystowali z tymi zwierzętami. Oznacza to oczywiście, że człowiek liczy sobie co najmniej 405 milionów lat.”
Zgodnie z nim, człowiek gliptolityczny przybył na Ziemię, aby genetycznie zaprojektować przodków rasy ludzkiej i opuścił planetę przed jej zderzeniem z wielką kometą, które miało miejsce 65 mln. lat temu, zostawiając swe dziedzictwo na niezniszczalnych kamieniach. Cabrera uważał, że startowali oni z płaskowyżu Nazca – ich statki używały elektromagnetycznych wyrzutni, aby wyruszyć w podróż do planety w Plejadach. Niektóre z kamieni, jak mówi, pokazują półkule odległej planety a także innych miejsc we wszechświecie, gdzie istnieje życie, wskazywać mogące na znaczny ruch w przestrzeni kosmicznej przed katastrofą(...)
Dr Cabrera zmarł w 2001 roku po walce z nowotworem.

-P.S.:

Pierwsza wzmianka o tego typu kamieniach pochodzi od hiszpanskiego Priester'a, który, jako Jesuitmissionar przemierzał Peru i w 1562 wysłał niektóre z nich do Hiszpanii. Indische Chronist Juan de Sankt Cruz, napisał, że za czasów Inkas Pachacute, masa takich kamieni znajdowała się w Królestwie Chincha w Chimchayunga i nazwane zostały "Manco"... I co ciekawe- Chimchayunga znajdowała się tam, gdzie obecnie leży miasto Ica.

Egipt






Hieroglify ze Świątyni Nowego Królestwa w egipskim mieście Abydos (około 3000 r p. n. e.). Poszczególne rysunki /fotografia dolna/ przedstawiać mają: A - helikopter, B- kanonierkę, C - łódź podwodną, D - działo

piątek, 13 kwietnia 2012

Uzbekistan




Pradawne malowidło (około 2000 r p. n. e.) ze ściany jaskini w Uzbekistanie (niedaleko miejscowości Fergana).

Turcja




Kamienna figurka sprzed 3 tysięcy lat, odnaleziona w Toprakkale w Turcji. Do złudzenia przypomina pojazd latający z pilotem siedzącym za jego sterami.

Artefakt znajduje się w Muzeum Archeologii w Stambule. Według Antona Parksa /autora Dark Secret of the Stars i współautora The Ages of Uras/, to idealne przedstawienie Tumua (razem z pilotem).

Tumua (TUMU-Á - po sumeryjsku "siła wiatru"; także TUMU2-Á – „transport przez wiatr”).

Visoki Decani - Kosovo





"Ukrzyżowanie". Obraz znajduje się w klasztorze Visoki Decani w Kosowie. Został namalowany w 1350 r. Te dwa obiekty /nad i poniżej zdjęcia środkowego/ są powiększeniem tego, co znajduje się w obu górnych rogach kosovskiego malowidła.

PRA - POCZĄTEK / HISTORIE IGNOROWANE

PYTANIE O "START"

Skąd się wzięliśmy, co było pierwsze i co, a raczej kto, i po co nas stworzył?
Takie myślowe wgryzanie się w praprzyczynę wszystkiego, to jedno z najtrudniejszych pytań, jakie można komuś wbić do głowy, gdyż odpowiedz na nie nigdy nie będzie prosta, uniwersalna, jednoznaczna, ale może dlatego właśnie, wciąż nam wszystkim warto je sobie stawiać?



ADAM - niewolnik stworzony do posłuchu:

"Z oczywistych powodów biblijna opowieść o stworzeniu człowieka jest punktem spornym debaty między kreacjonistami a ewolucjonistami, dyskutowanym szczególnie zaciekle w chwilach jej kulminacji - niekiedy w sądach, zawsze zaś w komisjach, radach i ławach szkolnych (...) Konflikt ten ucichłby na dobre, gdyby obie strony jeszcze raz przeczytały Biblię (w oryginale hebrajskim): gdyby ewolucjoniści uznali naukowe podstawy Genesis, a kreacjoniści uświadomili sobie, co ów tekst naprawdę mówi. Gdy odłoży się na bok naiwne mniemanie niektórych, że w relacji stworzenia "dni" Księgi Genesis są dosłownie okresami dwudziestu czterech godzin, a nie erami czy fazami, kolejność wydarzeń przedstawiona w Biblii nie pozostawia wątpliwości - jak powinno to jasno wynikać z poprzednich rozdziałów - że jest to opis ewolucji, zgodny z ustaleniami współczesnej nauki. Problemem nie do przezwyciężenia jest uporczywe twierdzenie kreacjonistów, że my, ludzie, Homo Sapiens, zostaliśmy od razu stworzeni przez "Boga", bez żadnych ewolucyjnych poprzedników. "Ukształtował Pan Bóg człowieka z prochu ziemi i tchnął w nozdrza jego dech życia, a wtedy stał się człowiek istotą żywą". Tak brzmi opowieść o stworzeniu człowieka podana w rozdziale 2 (werset 7) Księgi Genesis (według angielskiej wersji Biblii króla Jakuba) - i w to właśnie mocno wierzą gorliwi kreacjoniści. Gdyby przestudiowali tekst hebrajski - który ostatecznie jest oryginałem - odkryliby przede wszystkim, że akt stworzenia przypisany jest pewnym Elohim - liczba mnoga tego terminu powinna być tłumaczona jako "bogowie", a nie "Bóg". Po drugie, uświadomiliby sobie, że cytowany werset wyjaśnia też, dlaczego "Adam" został stworzony: "Ponieważ nie było żadnego Adama do uprawy ziemi: Są to dwie ważne - i rozsadzające tradycyjną egzegezę - wskazówki do zrozumienia, kto i po co stworzył człowieka" NEMEK



RAJSKIE FAKTY

‎"Zgodnie z aktualnym stanem wiedzy, Adam i Ewa nie byli postaciami fikcyjnymi - kwestią sporną jest jedynie liczba pierwszych ludzi.
W 1986 roku amerykański genetyk Douglas C. Wallace z Emory-University w Atlancie badał wraz ze swym zespołem określone fragmenty ludzkich cech dziedzicznych - mitochondria. Okazało się, że wszystkie żyjące obecnie kobiety pochodzą od żeńskich istot, które przez 100000 lat żyły w Afryce.
Douglas C. Wallace nie jest w tych badaniach odosobniony. Genetyk J. S. Jones i S. Rouhani z londyńskiego University College, a także Jim S. Wainscoat oraz jego oksfordzki zespół naukowy badali rozmieszczenie geograficzne odmian jednego ze składników ludzkiej krwi, beta-globuliny, i doszli do wniosku, że przed około 100000 lat żyło w Afryce sześć kobiet, które należy uznać za "Ewy" współczesnej ludzkości.
Wiosną 1994 roku immunogenetyk z Tybingi, profesor dr Jan Klein, opublikował pracę badawczą, napisaną wraz z kolegami z Japonii i USA, w której twierdzi między innymi, że wszyscy ludzie pochodzą od minimum 500, a maksimum 10000 osobników".Źródło: Das Sphinx-Syndrom 1995

Do tego wszystkiego, co mówi Biblia i Genetycy należy dołożyć jeszcze sumeryjskie opowieści...

SUMERYJSCY BOGOWIE czy przybysze z kosmosu?:



"Mitów sumeryjskich dotyczących powstania człowieka jest wiele. Jeden z nich mówi o tym, że Bóg Enki stworzył człowieka z piasku pod paznokciami. Kolejny – że to Bóg Enlil z piasku ulepił głowę człowieka, zaś następnie umieścił ją w ziemi, gdzie człowiek rósł i rozwijał się niczym roślina, a dopiero w pełni ukształtowany wydostał się na zewnątrz. Nie brakuje też pomyłek i ślepych zakrętów – jak na przykład wtedy, kiedy Bogowie Enki i Nimnah stworzyli niepełnosprawne istoty, bez widocznych atrybutów płci i z wieloma wewnętrznymi dysfunkcjami. Najciekawsze są jednak teorie kosmologiczne, inspirowane książką Zecharia Sitchina „12 planeta”, która ukazała się w 1976 roku. Autor, na podstawie swoich własnych badań i interpretacji tabliczek klinowych (często niedokładnych), stworzył wizję sumeryjskiego świata, w którym króluje Dänikenowska teoria ingerencji w powstanie współczesnego człowieka, opierająca się na bazie inżynierii genetycznej".

ANNANUKI – poczęci z królewskiej krwi:

"Boska planeta umiera – jej mieszkańcy zniszczyli atmosferę. Uratować ich może tylko stworzenie „złotego płaszcza”, który uchroni planetę przed zabójczym wpływem promieniowania. Przybywają zatem na ziemię i przez tysiąclecia wydobywają szlachetny kruszec. Długowieczni giganci, przez niektórych utożsamiani z biblijnymi Nephillimami, są jednak zmęczeni i znudzeni ciągłą, wykańczającą pracą. Korzystając ze swoich zaawansowanych możliwości, próbują stworzyć istoty, niewolników, którzy odciążyliby ich w pracy. Eksperymentują z różnymi rozwiązaniami, jednak większość z ich tworów jest niedoskonała – obarczona wadami narządów wewnętrznych, bezpłodna lub niezdolna do pracy. W końcu, eksperymentując z lokalnym gatunkiem małp, wpadają na pomysł, żeby poddane inżynierii fetusy wszczepić w ciała żeńskich „bóstw”, które w rezultacie dają życie zupełnie nowemu gatunkowi – człowiekowi. Od tego czasu, to człowiek-niewolnik pracuje w kopalniach, wydobywając kruszec na potrzeby swoich „Panów”. Ci zaś urastają do rangi wszechmocnych bóstw, stworzycieli życia na ziemi, władców gwiazd i planet.

Pierwsi ludzie odziedziczyli długowieczność swoich stwórców. Jednak od czasu, gdy zaczęli się między sobą krzyżować, długość ich życia zaczęła się skracać. Bogowie zaś, osiągnąwszy najwyraźniej swój cel polegający na zdobyciu wystarczającej ilości złotego kruszcu, opuścili Ziemię i pozostawili niewolników własnemu losowi.

Inna wersja tej historii zakłada, że Annunaki byli tak naprawdę wygnańcami, wyrzutkami ze swojej planety, którzy za karę zostali zesłani na ziemię w celu wydobywania złota. Urządzili się tu nader wygodnie, tworząc niewolników wykonujących za nich pracę i przyjmując status bóstw. Są surowi i nie liczą się ze zwierzętami, na których eksperymentują. Jednak nie wszyscy są źli – na przykład Enki, pan Ziemi, po cichu dzieli się swoją wiedzą ze stworzonymi przez siebie istotami. Stąd też pochodzi niezwykła, astronomiczna wiedza Sumeryjczyków i pozostałych mieszkańców Mezopotamii.

Nie trudno wyobrazić sobie podobną sytuację, zaistniałą we współczesnych czasach, z człowiekiem w roli głównej. Wystarczy prymitywna cywilizacja i grupa ludzi, zaopatrzonych w zdobycze nowoczesnej techniki, które w oczach prymitywnego ludu uchodzić mogą za boskie atrybuty. Czy więc historia o ludziach, stworzonych do wykonywania ciężkich prac na rzecz kosmicznych przybyszów, może być prawdziwa?
Kinga Ochendowska/Tajemnicza Planeta Nibru/iMagazin 2-2012

czwartek, 12 kwietnia 2012

Pra-Kosmo / Paleoastronautyka







Starożytni Kosmonauci, Transplanetarni Jeźdźcy, Żeglarze, Kierowcy...

<"Wielu ludzi uważa Paleoastronautów za niegodnych uwagi heretyków, którzy głoszą bezsensowne poglądy, i których większość najchętniej spaliłaby na stosie. Jedynie niewielu nie patrzy sceptycznie na poglądy Ericha von Dänikena i podobnych mu ludzi. Dlaczego tak jest? Otóż już od tysiącleci ludzie sprzeciwiali się czemuś, co do tej pory było nienormalne. Wystarczy wspomnieć Kopernika lub Kolumba, lub też wielu innych ludzi, którzy za to, że głosili słuszne poglądy trafiali na stos. Współczesna ludzkość niewiele zmieniła się pod tym względem. Lecz dzisiaj, zamiast skazywać na śmierć, osoba przeciwstawiająca się przyjętym stereotypom zostaje wystawiona na publiczną krytykę i wyśmianie. W rezultacie nauka nie posuwa się do przodu, ponieważ "naukowcy" nie chcą przyjąć do wiadomości, że coś wygląda inaczej niż jak do tej pory sądzono. Jakim prawem uważamy się za cywilizowane społeczeństwo, skoro nie potrafimy podejść do sprawy w sposób naukowy zamiast wyszydzać i wyśmiewać? Oczywiście istnieją ludzie podchodzący do kwestii właśnie w ten sposób, lecz jest to przysłowiowa kropla w morzu.

Lecz czym tak naprawdę jest Paleoastronautyka? Ogólnie rzecz biorąc Paleoastronautyka próbuje udowodnić, że przed tysiącami lat Ziemię odwiedzali i/lub nadal odwiedzają przybysze z kosmosu. Do tego dochodzi mnóstwo innych teorii, z których każda wnosi coś nowego do ogólnego obrazu. Paleoastronautyka jest dziedziną bardzo szeroką, chyba najszerszą z istniejących. Łączy w sobie prawie wszystkie dziedziny nauki i techniki, poczynając od tak ścisłych jak Matematyka i Fizyka na tak ogólnych jak Filozofia i Religioznawstwo kończąc. Dlatego nie istnieje, i chyba nigdy nie powstanie na żadnym uniwersytecie wydział Paleoastronatyki.

Jedną z najbardziej znanych teorii paleoastronautycznych jest hipoteza Ericha von Dänikena, który posunął się o krok dalej od innych i utożsamił owych przybyszów z kosmosu z bogami starożytnych cywilizacji, co wywołało ostrą krytykę ze strony opinii publicznej. Zastanówmy się jednak czy takie porównanie na pewno jest niemożliwe. Wyobraźmy sobie, że żyjemy w epoce kamienia łupanego. Nie mamy żadnej świadomości technicznej. Nagle pośrodku wioski ląduje statek kosmiczny. Z środka wysiadają istoty, które posiadają mnóstwo niezwykłych rzeczy. Żeby nie wybiegać myślą daleko w przyszłość wyobraźmy sobie, że owe istoty posiadają przedmioty, które znamy ze współczesnych nam czasów. I tak np.: Jak opisalibyśmy strzelbę w rękach przybysza? Nie moglibyśmy napisać że jest to strzelba, ponieważ nie wiedzielibyśmy co to oznacza. Dlatego porównania musielibyśmy zaczerpnąć ze świta przyrody, ponieważ jest nam on doskonale znany. W tym wypadku strzelba byłaby "kijem miotającym grzmoty" lub czymś co w podobny opisywałoby dany przedmiot. W takim razie jak opisalibyśmy statek kosmiczny? Latać potrafią ptaki, statek kosmiczny również, lecz statek wytwarza ogromny huk spowodowany spalaniem się paliwa. Jak więc byśmy go nazwali? Np. "Ptak Grzmotu" itp. Wszystkie przedmioty, które dla przybyszów byłyby zupełnie normalne nam wydawałyby się cudem stworzenia pochodzącym od "boskich" istot.

Okazuje się, że starożytne przekazy aż roją się od podobnych porównań. Jednakże czytelnicy mogą mnie posądzić o naciąganie faktów, bo przecież statek kosmiczny można nazwać zupełnie inaczej lub też wcale nie nazwać, dlatego posłużę się niezaprzeczalnym dowodem, zaczerpniętym z książki "Czy się myliłem?" Ericha von Danikena.


"...Wiosną 1945 roku Amerykanie zbudowali na Nowej Gwinei bazę wojskową na terenach wokół miejscowości Hollandia (Kotabaru). W pewnych okresach stacjonowało tam do 400 tysięcy żołnierzy. Non stop lądowały samoloty wspomagając zaopatrzeniem wojnę na Pacyfiku. Tubylcy, głównie Papuasi, z nieufnością przyglądali się poczynaniom obcych. Nic nie rozumieli. Nie mieli najmniejszego pojęcia o polityce światowej, o szalejącej wojnie. Ich światem był busz.

Obcy, którzy w jednej chwili wtargnęli do ich świata, musieli dysponować niezmierzonymi bogactwami, gdyż rozdawali niezwykłą obfitość wszelkich dóbr (cargo). Pewnego dnia wielkie ptaki (samoloty) zniknęły równie nagle jak się pojawiły, przypuszczalnie przeniosły się do nieba. Wyspiarze zachodzili w głowę, co się stało? Jaki popełnili błąd? Tak szybko przywykłszy do dobrodziejstw "cargo" niechętnie myśleli o konieczności rezygnacji z tak łatwego zdobywania dóbr. Wreszcie doszli do wniosku, że aby odzyskać dostęp do cargo muszą zachowywać się tak jak tamci obcy. Na opustoszałych plażach wybudowali ogromne "składy", w których chcieli pomieścić należące się im "cargo". Ze słomy i drewna sklecili samoloty na wzór tych, które odleciały. Nie powinno też zabraknąć "lazaretów", które również widzieli. Oddelegowano do nich "lekarzy" i "pielęgniarki". Młodzi tubylcu ćwiczyli się w wojskowym drylu. Holenderscy urzędnicy z wyspy obserwowali to wszystko zupełnie zdezorientowani, wyśmiewając "dzikusów". Wkrótce nadszedł dzień smutnego przebudzenia. Nie zjawiło się "cargo", które miało wypełnić "składy". Wszystko było jak dawniej, przed pojawieniem się wysłanników boga. Pozostała tylko nadzieja, że być może następne pokolenia dostąpią błogosławieństwa obfitego cargo, jeśli tylko dostatecznie pilnie naśladować będą to wszystko, czego sami byli codziennymi świadkami..."

Powyższy tekst jest jednym z dziesiątków opisów podobnych przypadków, określanych jako "kulty cargo". Bardzo podobne zdarzenia działy się także na innych wyspach, których mieszkańcy pierwszy raz zetchnęli się z cywilizacją. Czyż nie jest to doskonałym przykładem tego co, prawdopodobnie zdarzyło się przed tysiącami lat i co dało początek większości religiom? Czy jest możliwe, aby Ra, Zeus, Wisznu i inni "bogowie" starożytnych cywilizacji byli przybyszami z innego układu planetarnego? Może lepiej spytać inaczej: Czy jest niemożliwe, aby starożytni "bogowie" byli istotami pozaziemskimi? Jak na razie jest mnóstwo dowodów potwierdzających tę hipotezę i ani jeden jej przeczący.

Mógłbym podać tu jeszcze bardzo wiele dowodów na ten temat. Nie zrobię tego, ponieważ każdy może przeczytać o nich w książkach Ericha von Danikena oraz innych pisarzy zajmujących się tą dziedziną. Na koniec przytoczę słowa Goethego: "Przeciwnicy sądzą, że nam zaprzeczają powtarzając swoje zdanie i zważając na nasze!"---tekst: INFRA >

środa, 11 kwietnia 2012

DZIEŃ KOSMONAUTYKI I PTAKÓW WĘDROWNYCH



JURIJ GAGARIN...12 kwietnia 1961 odbył w statku kosmicznym Wostok lot po orbicie satelitarnej Ziemi, dokonując jednokrotnego (niepełnego) jej okrążenia w ciągu 1 godziny 48 minut!
Hasłem wywoławczym podczas podróży kosmicznej był „Kedr” (ros. Кедр – cedr). W czasie lotu Gagarin śpiewał pieśń: Ojczyzna słyszy, Ojczyzna wie (ros.: Родина слышит, Родина знает).
Był to pierwszy w dziejach ludzkości lot człowieka w przestrzeni kosmicznej!

* * *

DWUNASTY CZWARTY
PRZEDŚWIT

brakiem snu rozcinam noc
jak skalpel chirurga
tkankę pacjenta
a moja głowa śpiewa:
Ojczyzna słyszy, Ojczyzna wie...

jakbym to nie ja był
lecz on
biało-zębny kosmonauta
z wioski Kłuszyn
pod Gżatskiem

czyli ten
którego imię nosi
"Zemsta Stalina"
księżycowy krater
i planetoida 1772

a hasło wywoławcze
misji brzmi:
"Kedr”

piątek, 6 kwietnia 2012

WIELKI PIĄTEK


foto: ir.pi.


Właśnie wróciłem z biedronki
z krową w kartonie.
O dziwo kolejek nie było,
były tylko bułki.
Po drodze minąłem gumowce,
wyglądały na rodzeństwo.
Stały na płocie w kolorze nieba
i przypominały zagubionego astronautę.

Najedzony
leże teraz pod sufitem z desek
i wyobraża sobie,
że mieszkam w kapsule
okrążającej ziemię,
jak Walentina Tierieszkowa.

Kiedy przyjdzie noc
wejdę w przestrzeń snu,
jak Aleksiej Leonow
w przestrzeń kosmiczną
i będę pierwszym polakiem
na księżycu tych słów.

HALO - ZIEMIA: Четырнадцать минут до старта!


foto: ir. pi.


Wystrzelić się poza to
co już poznane
jak Lajka
lub ci
co wystartowali przed nią

Być pierwszym
jak Gagarin
i opuścić ciało Ziemi
jak komar
którego cudem ominął piorun
kary za pazerność

Nie być penitentem
ani spowiednikiem
nie stosować umartwiania
prostracji
i nie pluć na tych
co nie poszli z nami

Być po prostu sobą
i nie chcieć nic więcej

niedziela, 1 kwietnia 2012

NAZIEMNY CYRK



W zalewie wielkanocnej spowiedzi
kibiców ZMARTWYCHWSTANIA
rozproszone oddziały sprzątaczy
wysypały się na miasto
w strojach rażąco odblaskowych


Spadochrony worków
i proszki czystości
na rozkaz dowódców komunalnych
wybiegły do walki
z herezją brudu

Aby na fali kultu
imienia UKRZYŻOWANEGO
zdążyć z blichtrem
przed meczem z Ruskimi

A czekoladowe odlewy zajęcy
i baranki z chlebowego ciasta
to generalni przywódcy
bałwochwalczej maski

Hura
i hop...
Z martwego w Żywe

A zamiast granatów
PISANKI