poniedziałek, 8 lutego 2010

MATKO POLSKO



Wchodzę na dworzec
Z programem odwiedzin w głowie
A tam
Świat bez ulgi
Mówi coś do mnie
Głosem bezlitosnej kasjerki
O tym
Że przejazdy rodzinne zniesiono trzynastego grudnia
A większość moich ukochanych połączeń
I ulubionych tras kolejowych
Uśmiercono nożami konkubinów twoich-
Panów ekonomów
I brzuchatych aniołów śmierci

Mało tego…

Już po zakupie biletu
Poinformowany zostałem
Że jego dotychczasowa
Dwudniowa ważność
Na przejazd ponad pięciuset kilometrów
Po nierównych torach dolnej Polski
Rozstrzelano najnowszą ustawą

Ten sam burdel zmian
Jątrzy ministerstwo zdrowia
I przestrzenie ministerstwa edukacji
A najsłabsze ogniwa z ludzkiego łańcucha
Rezygnują z wiary w bogów
Ufając tylko własnemu samobójstwu
Przez te wszystkie romanse twoje z facetami-
Naiwna kobieto

I jak tak dalej pójdzie
To zacznę
Niemiłosiernie wrzeszczeć na ciebie-
Matuszko moja
Likwidując do reszty
Nadwerężoną cierpliwości moją
Do poczynań fagasów twoich-
Piastunko najdroższa

Słyszysz mnie…

Jeżeli się nie opamiętasz
To ja
Plując na godło twoje
Hymn śpiewny
I chorągiew zwiewną
Któregoś dnia krzyknę
Z determinacją w gardle:
Rozwiązła suko
Zasługujesz jedynie na kamienie