środa, 25 kwietnia 2012

Ameryka przed Kolumbem... ODKRYTA!



Na jednej z XVI wiecznych map oficera tureckiej armii, admirała Piri Rejsa widnieją bardzo dokładnie oznaczone brzegi Ameryki. Mapę sporządzono w 1513 r., i zaznaczono na niej Brazylię, a także odkrytą dopiero 300 lat później - Antarktydę (dokładniej Ziemię królowej Maud).
Fakt ten mocno zaskakuje współczesnych kartografów, ale i przeciętnego zjadacza chleba. I stąd "istnieją opinie, jakoby przed Kolumbem, już w starożytności, Amerykę odkryli… Fenicjanie. Choć udowodniono, że ocean da się pokonać przy użyciu nieskomplikowanych technologii, to nie ma przekonywujących źródeł, mogących poświadczyć, że antyczni podróżnicy rzeczywiście tego dokonali. Wkładamy to zatem między bajki. Także z żywotów Irlandczyka, świętego Brendana (zm. 577), możemy wyczytać, że ten zacny i bogobojny mąż był wielkim włóczykijem. Obłaskawiał dzikie morskie stworzenia, uspokajał wiatry, a nawet ochrzcił spotkanego podczas jednej ze swych wypraw olbrzyma. Podobno świętemu zdarzyło się nawet dotrzeć w małej obleczonej skórą łódeczce do Ameryki i to aż do Nowej Funlandii, a po pięciu latach od wypłynięcia powrócić do Irlandii. No cóż, także w tym przypadku pozostaje co najwyżej ślepa wiara. Swoje amerykańskie wojaże potwierdzili za to wikingowie. Pochodzące z wykopalisk na Grenlandii znaleziska archeologiczne potwierdzają, że w X wieku nordyccy żeglarze nie tylko na pewien czas skolonizowali tę amerykańską wyspę, ale i zapuścili się dalej w głąb lądu. Prawdopodobnie wyprawa zakończyła się stosunkowo szybko spektakularną porażką, choć istnieją (nie do końca przekonujące) przesłanki, jakoby eksploracja nowego kontynentu przez wikingów i ich potomków trwała przez kolejne wieki" [ciekawostkihistoryczne.net].

Fascynacia tematem doprowadza do postaci Michaela Bradleya, który w swojej książce "Holy Grail Across the Atlantic", twierdzi, że w 1398 roku do brzegów dzisiejszej Kanady dotarła grupa heretyków religijnych z Europy, osiedlając się w Nowej Szkocji. Heretyków tych nazywano na Starym Kontynencie Katarami lub Albigensami, a głównym elementem ich herezji [jak pisze Chris Miekina]: "była wiara w to, że Jezus poślubił Marię Magdalenę i miał z nią jedno lub może nawet więcej dzieci, które przetrwały zawieruchę historii i znalazły schronienie w południowej Francji. Ci heretycy wierzyli, że potomkowie Jezusa żyją wśród nich, a rodziną, która reprezentowała ten związek, była rodzina de Bouillon. To oni mieli nosić w sobie krew Jezusa i być jego bezpośrednimi potomkami.
Przez swój specjalny status rodzina de Bouillon stała się śmiertelnym zagrożeniem dla pozycji papieża, podważając zasadność reprezentowanej przez niego instytucji a także grożąc rewizją Nowego Testamentu, złożonego w jedną całość tak, aby odpowiadała potrzebom Watykanu.
Papież miał pełną świadomość tego zagrożenia dla własnej politycznej i religijnej władzy, ale niewiele mógł zrobić wiedząc, że poparcie dla Katarów i ich wersji Nowego Testamentu jest zbyt silne by wystąpić przeciwko nim otwarcie. Po Europie krążyły wówczas genealogię pokazujące świętą linię krwi od Jezusa aż po Gotfryda de Bouillon, który w 1099 r. został ogłoszony królem Jerozolimy przez konklawe tak duchownych jak i możnowładców. Sam Gotfryd czując sprzyjającą chwilę dziejową zaczął energicznie utrwalać swoją specjalną pozycję w chrześcijaństwie i stworzył siłę militarną, która miała chronić jego polityczną zdobycz. Był to zakon rycerski Świątyni Salomona, zwany później templariuszami. Po początkowych sukcesach szczęście odwróciło się od Templariuszy, Jerozolima została utracona i mimo wysiłków aby utrzymać Królestwo Boże na Bliskim Wschodzie stało się jasne, że jego koniec jest bliski.
Dynastia założona przez Godfryda de Bouillon musiała przełknąć tą klęskę i wycofała się do rodzinnej siedziby w południowej Francji. Utrata Jerozolimy znaczyła także i to, że utracili oni swoją specjalną pozycję w chrześcijaństwie, nimb świętości jaki ich otaczał. Papież natychmiast wykorzystał tą sytuacją i ogłosił krucjatę przeciwko heretyckim Katarom. 16 marca 1244 r. padła ostatnia forteca Katarów, położona w wysokich Pirenejach – cytadela Montsegur. Pół wieku później podobny los spotkał samych templariuszy kiedy to papież Klemens V razem z królem Filipem Pięknym zmiażdżył potęgę zakonu w 1307 r.
Legenda głosi, że templariusze znaleźli św. Graala w Palestynie i zostawili go pod opieką Katarów, którzy przechowywali go w swojej twierdzy Montsegur. Św. Graal w powszechny wyobrażeniu był kielichem, z którego pił Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy. Kielich ten przechowywał Józef z Arymatei i później zbierał w niego krew, która spływała z boku Jezusa, gdy po ukrzyżowaniu zadał mu ranę legionista Longinus. Dziś jednak staje się coraz bardziej jasne, że św. Graal to nie naczynie a kontynuacja świętej krwi Jezusa w kolejnych pokoleniach. Św. Graal wg legendy miał opuścić twierdzę w Montsegur na kilka dni przed jej upadkiem. Chronili go trzej rycerze i jeśli założyć, że św. Graal nie był kielichem to rycerze chronili osoby, w których płynęła krew Jezusa.
Po upadku zakonu wielu templariuszy schroniło się w Portugalii, gdzie zmienili nazwę na zakon Rycerzy Chrystusa i byli chronieni przychylnością i łaską wielu portugalskich książąt i królów, którzy byli także Wielkimi Mistrzami zakonu. Inni Templariusze uciekli do Szkocji, gdzie chronił ich baron Rosslyn – Henry Sinclair. Wielu z nich w podzięce za przychylność swego patrona wzięło udział w walce Szkotów z Anglikami i pod wodzą księcia Roberta Bruce’a pokonali ich w bitwie pod Bannockburn. Wraz z templariuszami św. Graal najprawdopodobniej dotarł do Szkocji i tu jego ślad zaczyna kluczyć i znikać, jakby ktoś zaczął skutecznie zacierać jego ślady. Poszlaką wskazująca miejsce, gdzie być może został ukryty lub przewieziony, są atlantyckie podróże Henry Sinclaira. Odkrył on ląd, który nazwał Estotiland i założył tam osadę. Z wielkim prawdopodobieństwem można dziś powiedzieć, że tym lądem była dzisiejsza (jakżeby inaczej) Nowa Szkocja w Kanadzie.
Sinclair z pewnością nie podróżował dla przyjemności. Nie robił tego także z sympatii dla swoich przyjaciół templariuszy. Wiedział, że służy jakiejś wielkiej sprawie, idei ważniejszej niż jego kraj, dobra a nawet rodzina, którą pozostawił bez obrony gdy na co najmniej dwa lata zniknął wraz z całą swą flotą za Atlantykiem.
Szukając powodów tak wielkiego oddania Henry Sinclaira dla sprawy templariuszy, tylko jeden z nich wydaje się rozsądnie tłumaczyć tak ofiarne zaangażowanie szkockiego barona. Templariusze byli strażnikami Graala i aby uratować go przed dostaniem się w niepowołane ręce, Sinclair zdecydował się zaryzykować los ziemi na której panował. Szkocja była wówczas pod nieustannym atakiem Anglików, którzy za wszelką cenę chcieli podporządkować sobie krnąbrną prowincję. To dlatego Graal nie mógł zostać w Szkocji zwłaszcza, że Henry Sinclair znał bezpieczne miejsce o którym Europa zdawała się nie mieć najmniejszego pojęcia.
Klasyczni historycy zdają się ignorować fakt regularnych wypraw na ląd północnoamerykański, organizowanych przez Wikingów, Irlandczyków czy Szkotów. Co ciekawe teoria ta wcale nie jest aż tak fantastyczna i ma na swoje potwierdzenie wiele dowodów. Jednym z nich jest choćby mapa Caspara Vopella z 1545 r, gdzie w miejscu, w którym znajduje się Nowa Szkocja, kartograf narysował figurę templariusza a samo miejsce nazwał „Portem Uchodźców”. Na terenie kanadyjskiej Nowej Szkocji i amerykańskiej Nowej Anglii znaleziono wiele śladów tajemniczych ruin, które mogły pochodzić z osiedli zbudowanych przez przybyszów z Europy. Ruiny takie znaleziono także na granicy Vermontu i Quebecu a znaki templariuszy na głazach u styku stanów Pensylwania i Nowy Jork. Inni badacze znaleźli ślady istnienia osiedli założonych przez Europejczyków dookoła Jeziora Ontario. W zatoce Quinte znaleziono szczątki osiedla, którego populację oceniono na co najmniej 1200 osób. Wiadomo jedynie, że ludzie ci byli Europejczykami i zniknęli w tajemniczych okolicznościach gdzieś ok. 1620 r. Historycy nie mają pojęcia kim mogliby oni być, zwłaszcza, że wg konwencjonalnej wiedzy historycznej w tym czasie nie kolonizowano wnętrza nieznanego i dopiero co odkrytego kontynentu.
Wygląda więc na to, że po początkowym osiedleniu się templariuszy na wybrzeżach Nowej Szkocji, przewidzieli oni, że wcześniej czy później pojawią się tam inni osadnicy. Dlatego przezornie wyruszyli w głąb kraju i kiedy kolonizacja kontynentu północnoamerykańskiego stała się faktem, wmieszali się w coraz liczniej przybywających do Ameryki emigrantów. Większość templariuszy miała swoje korzenie kulturowe we Francji, toteż najłatwiej im było wmieszać się w żywioł francuski, budujący zamorską prowincję Burbonów w dzisiejszym Quebecu. Część z nich z pewnością osiedliła się w należącej dziś do stanu Maine Akadii. Akadyjczycy mówili po francusku a genealogia ich rodzin była znacznie dłuższa i niezbyt dobrze mieszcząca się w krótkiej historii kolonizacji tych terenów. Najpopularniejszym nazwiskiem wśród Akadyjczyków było Gallant co można przetłumaczyć jako rycerz.
Co więc w takim razie mogło stać się ze św. Graalem? Nie mógł pozostać w Szkocji, podobnie jak i templariusze, których ilość na dworze Henry Sinclaira mogła spowodować ogłoszenie krucjaty przeciwko baronowi Rosslyn i Orkadów. Dlatego wyprawa do Ameryki wydaje się logicznym i bardzo prawdopodobnym wyjściem. To dlatego Henry Sinclair użył całej swojej floty, aby wywieźć templariuszy i być może św. Graala z coraz bardziej niebezpiecznej Szkocji. Jeśli wierzyć w legendzie Katarów i widzieć w Graalu linię krwi Jezusa, potomkowie jego i Magdaleny także wyruszyli do Nowej Szkocji pod osłoną templariuszy.
Ale templariusze nie byli jedynymi Krzyżowcami, którzy uwikłani są w historię św. Graala. Kiedy ustanowiono królestwo Jerozolimy, obok templariuszy powołano do życia jeszcze jeden zakon militarny, którym byli Joannici (dzisiejsi Kawalerowie Maltańscy).
Przez lata krucjaty Joannici wielokrotnie rywalizowali o wpływy z templariuszami i nawet po rozwiązaniu zakonu templariuszy ich drogi wielokrotnie się krzyżowały w rozmaitych okolicznościach (Joannici przejmowali wiele dóbr po templariuszach i postrzegani byli jako ich konkurencja). O ile templariusze w tajemnicy wymykali się do Nowej Szkocji o tyle Joannici po załamaniu się Krucjaty i utraceniu dóbr w Ziemi Świętej a także wyspy Rodos, która była ich główną bazą, otrzymali w swe posiadanie dzisiejszą prowincję Quebec. W Ville de Quebec wybudowali pierwszą na Nowej Ziemi fortecę. Nieoczekiwanie tereny dzisiejszej francuskojęzycznej Kanady stały się domem dla dwóch najpotężniejszych średniowiecznych zakonów. Zakonów, których ideologia jaką wyznawały i system wartości, nieoczekiwanie nie pokrywał się ze stanowiskiem Watykanu. Zakony poprzez swą militarną i ekonomiczną siłę a także wojskową dyscyplinę zdołały skutecznie zakonspirować swe prawdziwe podejście do kwestii wiary a przez to i życia. Próba stworzenia społeczności rządzonej w ten alternatywny sposób zakończyła się katastrofą i masakrą Katarów i Albigensów. Nie powiodła się także próba stworzenia nowego państwa Outremere w Palestynie. Nieoczekiwanie jedyną szansą okazała się być podroż na ląd, który wówczas nie tylko nie istniał na mapach, ale także w percepcji tryumfującego papiestwa i świeckich władców Europy, którzy szybko zorientowali się, że Krzyżowcy stają się dla nich niebezpiecznym konkurentem. Rycerskie zakony strzegące linii krwi Chrystusa (patronem Joannitów był św. Jan, w którego Ewangelii można przeczytać historię wesela w Kanie Galilejskiej, które z kolei wg. Katarów miało być ślubem Jezusa i Marii Magdaleny) i pragnące przywrócić mu należne miejsce w Jerozolimie przegrały swą walkę lecz nie poddały się. Skoro więc nie można było zdobyć starej Jerozolimy, to trzeba było znaleźć nową. I dlatego wybudowano ją od podstaw w Ameryce, trzymając rzecz całą w permanentnej konspiracji po dziś dzień aby już nikt nigdy nie pokrzyżował planów i nie odebrał Nowej
Jerozolimy św. Graalowi"[Chris Miekina. Święty Graal i Templariusze - wolnemedia.net].