wtorek, 9 grudnia 2014

Herezja to Szkoła Autonomicznego Myślenia

Podstarzały cherubin z brodą, generalny sekretarz śnieżnych dni i pierwszy spowiednik jakiego miałem- zaskakujący, ofiarny i punktualny jak szwajcarski zegarek. Takim go pamiętam. I takim pochowam razem z własnym ciałem. Uchodził za człowieka z pogranicza światów, dla którego żelazna kurtyna i różnice językowe nie istnieją. Był namacalną opowieścią o ukrytych w człowieku potrzebach wspierania. Mit dobroci w ludzkiej skórze, ubrany w ciało z krwi i kości, którego usta dogadają się z każdym, kto tylko tego zapragnie. A to, że mówił głównie po lapońsku i rosyjsku nie miało żadnego znaczenia... Przylatywał z początkiem grudnia i przez kilka chłodnych dni podsłuchiwał dziecięce głowy; łapiąc orient w nastrojach szczeniackiej masy- obietnicami barwnych prezentów. Na cwaniaków czekały rózgi, drewniane nitki symbolicznej chłosty. A na pokornych- rzeczywiste niespodzianki. Ruchy jakie przy tym wykonywał nosiły cechy ducha lub nieprzewidywalnego komandosa: wchodził zamkniętym oknem, brudnym kominem, przez ścianę lub kratkę wentylacyjną, a jego hojność zostawiała namacalny ślad, gdzieś w bucie lub pod poduszką, że słowo lubiło przyodziewać swoją płynność w namacalną materię. Niestety nigdy nie widziałem twarzy jego, nie złapałem go też za pas, brzuch czy nogawkę, by obwąchać ciało jakim dysponował, jak tropiciel- pies, choć czułem, że jest gdzieś obok, gdzieś zaraz za mną, a jego moc nie posiada ograniczeń.