poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Jeszcze jeden fragment...

Region, z którego pochodzę obsiany jest krzyżami. Stoją na łące, w krzakach, pod lasem, sygnalizując, że i tam był kiedyś człowiek, że wzniósł symbol swojej wiary w miejscu, gdzie czół, że ziemia tego potrzebuje, że prosi, by ją uświęcić, przechrzcić, odczarować. Są ich setki, może nawet całe tysiące. Żeliwne, metalowe, kamienne, polne i przydrożne. Łaciną i cyrylicą popisane. Przydomowe. Dziękczynne. Różne. Nagrobne. Ochronne. Misyjne. Prymitywne i kunsztownie zdobione. Oraz w tematach indywidualnych postawione. Niektóre wyglądają na nowe, poklejone w miejscach spękań i odmalowane na biało, stoją przed domami, w sercu doglądanych pól, w opozycji do modny na ogrodowe krasnale i cherubiny z betonu. Inne, kompletnie zdziczałe, do połowy rozczłonkowane wiatrem zapomnienia topią swoje szczątki w morzu ziół. Choć jeszcze nie tak dawno, połowa z nich w okresie majowym tętniła życiem. Dzieci przynosiły kwiaty, różańce, a starszyzna otaczała modlitwą i liturgicznym śpiewem. Teraz większości z nich nawet traktor nie śpiewa roboczej litanii, bo bycie rolnikiem jest nieopłacalne. Lepiej jeździć na granicę, po fajki i wódkę z przemytu. Takie żniwa są szybsze, wydajniejsze, a przede wszystkim lżejsze, choć bardziej niebezpieczne. Ale kogo to obchodzi? We wschodniej Polsce bezrobocie przypomina dżumę. Rozprzestrzenia się i zjada nieliczne miejsca pracy nie znając litości, dlatego ludzie się bronią jak mogą, wymyślając system lokalnych kombinacji, z którego korzystają, przynajmniej sprytniejsi: bo od lat „koń to przeżytek” tutaj, a traktorami pod kościół zajeżdżają tylko totalne wieśniaki, a spryciarze nimi nie są. Taki właśnie jest mój wschód... Krzyże jednak, ani mody, ani ekonomiczne zawieruchy nie interesują, te są ponadczasowe i stronią od podziałów, stojąc tak jak na początku- dla wszystkich. Większość z nich ustawiono na pamiątkę zniesienia niewolnictwa w Galicji. Inne w obronie przed wojną, głodem, powietrzem, zarazą, złem wszelkim. Stoją lojalne od lat, dziękując i prosząc, nawet jeśli nie jest to w tym momencie od nich wymagane. Na zachodzie kraju takie „stanie” i wygląda inaczej.