Dokładna data powstania Ząbkowic Śląskich nie jest znana, jednak z
przekazów pośrednich wynika, że stało się to ok. 1280 r. Najstarszy
dokument, w którym wymienia się "civitas Frankenstein" nosi datę 10
stycznia 1287 r.
Jak podaje Wikipedia- miasto powstało dokładnie w miejscu gdzie krzyżowały się ważne drogi handlowe: trakt z Wrocławia do Pragi z drogą biegnącą z biskupiej Nysy do Świdnicy. Ząbkowice ulokowano dokładnie w połowie drogi pomiędzy dwiema nieudanymi próbami wcześniejszych lokacji miejskich – Przyłękiem (Frankenberg) i Kozieńcem
(Löwenstein). Nowo powstałe miasto, które z założenia miało przejąć po
obu tych miastach funkcję bardziej znaczącego ośrodka miejskiego,
przejęło również części ich nazw – od Przyłęku Frankenberga od Kozieńca
Löwenstein, tworząc miasto o nazwie Frankenstein.
Obecnie, pierwotna nazwa miasta kojarzona jest z wydarzeniami jakie nastąpiły w tym miejscu z początkiem XVII stulecia.
Otóż w roku 1606. w mieście zapanowała zaraza. O jej wywołanie posądzono wówczas
ośmioro grabarzy: sześciu mężczyzn i dwie kobiety. Po aresztowaniu
podejrzanych, powołano komisję złożoną z kilku miejscowych i
zamiejscowych lekarzy. Początkowo komisja potraktowała sprawę jako
przesąd, dopóki nie przeprowadzono rewizji u jednego z nich.
Znaleziono w jego domu wiele pojemników z trującym proszkiem.
W najstarszej zachowanej kronice miasta
„Annales
Francostenenses” (1655), widnieje taka oto informacja na ten temat:
|
fragment kroniki |
„10 września
1606 roku aresztowano dwóch ząbkowickich grabarzy – Wacława Förstera,
grabarza od 28 lat i jego pomocnika Jerzego Freidigera pochodzącego ze
Strzegomia, z powodu mieszania i preparowania trucizn. Obaj zostali
wydani przez parobka Förstera. Dnia 14 września został aresztowany
niejaki Weiber – były więzień i trzeci grabarz – Kacper Schleiniger, a
16 września aresztowano 87-letniego żebraka Kacpra Schettsa - wszystkich
pod zarzutem trucia i rozprzestrzeniania zarazy. 4 października
odprowadzono do więzienia Zuzannę Maß – córkę zmarłego urzędnika
miejskiego Schuberta, jej matkę – Magdalenę Urszulę, obecnie żonę
grabarza Schleinigera oraz Małgorzatę – żonę żebraka Schettsa”.
W toku podjętego śledztwa podejrzanych poddano licznym wymyślnym torturom, podczas których przyznali
się, że sporządzali trujący proszek ze zwłok. Proszek ten rozsypywali
kilkukrotnie w różnych domach i na ich progach. Smarowali nim również
klamki i kołatki, przez co wielu ludzi zatruło się i zmarło. Ponadto
kradli pieniądze zgromadzone przez ich ofiary w zatrutych domostwach, okradali zwłoki, zdejmując z nich opończe.
Zmarłym brzemiennym kobietom mieli też rozcinać brzuchy, by wydobyć
płody, a serca małych dzieci zjadać na surowo. Przyznali się również do
okradzenia miejscowych kościołów z ołtarzowych obrusów oraz z dwóch
nakręcanych zegarów, które także sproszkowali, by wykorzystać je do
czynienia czarów. Jeden z nich, nowy grabarz pochodzący ze Strzegomia,
miał również czelność zhańbić ciało młodej dziewczyny.
Proces odbył się 20 września 1606. Oskarżonym wykazano wówczas winę i skazano na
śmierć przez okaleczenie i spalenie żywcem. 5 października tego samego
roku trwał jeszcze proces wspólników, których grabarze wskazali na
torturach. Ich również skazano na śmierć. Ostatnia egzekucja odbyła się
13 lutego 1607. Łącznie stracono w tym czasie 17 osób.
W dniach 4-10 października 1606 pastor Samuel Heinitz wygłosił sześć
dziękczynnych kazań na ten temat, które dwa lata później wydano drukiem w Lipsku. Przez wydawnictwo Bartolomeusza Voigta. Pod wyszukanym tytułem: "Historia prawdziwa o kilku wykrytych i zniszczonych trucicielskich dziełach diabelskiego łowcy w czasie zarazy roku 1606 w mieście Frankenstein na Śląsku".
|
strona tytułowa |
|
fragment tekstu |
A 18
lutego 1607 odprawiono uroczyste dziękczynne nabożeństwo po wygaśnięciu
zarazy. Rok po tych wydarzeniach, 15 marca 1608, pastor Heinitz
poświęcił kaplicę św. Mikołaja, którą ośmielili się sprofanować grabarze.
Współcześnie ocenia się, że większość informacji o przestępstwach,
zwłaszcza tych najbardziej niesamowitych, była wymuszona torturami,
zwłaszcza, że nie da się ich wytłumaczyć chęcią zysku. Można jednak
oceniać, że zasadnicza część oskarżenia, poświadczona oceną lekarzy, nie
była bezpodstawna.
Tak czy inaczej wydarzenia te odbiły się głośnym echem w całej Europie. Opisywano je ze szacunkiem do szczegółów. jednym z takich miejsc była wydawana w tamtym okresie gazeta "Newe Zeyttung", drukowana w Augsburgu.
|
strona główna artykułu i zamieszczone w nim ilustracje |
„Newe Zeyttung” relacjonowała to w ten sposób:
„Najpierw
ich wszystkich oprowadzano po mieście. Potem rozdzierano ich
rozżarzonymi obcęgami i oderwano im kciuki. Starszemu grabarzowi oraz
jednemu z pomocników mającemu 87 lat obcięto prawe dłonie. Potem obu
razem przykuto do słupa, z daleka zapalano ogień i ich upieczono. Nowemu
grabarzowi ze Strzegomia rozżarzonymi obcęgami wyrwano członek męski.
Potem i jego wraz z innymi przykuto do słupa, gotowano i pieczono.
Pozostałe osoby wprowadzono na stos i spalono”.
Współcześni publicyści spekulują, że angielska pisarka Mary Shelley mogła poznać tę historię lub podobną opowieść będącą jej echem. Stąd może zachodzić analogia pomiędzy nazwą miejscowości
Frankenstein i tytułem jej słynnej powieści o potworze doktora Frankensteina spreparowanym z ludzkich zwłok wykradanych z cmentarzy.
|
Mary Shelley by Rjrazar1 |
Spekuluje się również, że Mary Shelley usłyszała o potworze z zamku Frankenstein od
doktora Jana Polidori (przyjaciela lorda Byrona), który rozpoznawany był w towarzystwie jako fascynat wiedzy tajemnej, wampiryzmu, mikstur trujących oraz
zjawisk nadprzyrodzonych. Kolekcjonował wszelakie, niesamowite
opowieści, które poznawał podczas swoich podróży po Europie, później się
nimi dzielił ze słuchaczami. Mary na jednym ze spotkań miała sposobność
wysłuchać od doktora pewnej legendy o Dippelu z zamku Frankenstein [pod Darmstadt].
|
portret lorda |
A brzmiała ona tak:
W 1673 r. na świat przyszedł Konrad Dippel, syn pastora, który od najmłodszych lat fascynował się magią i siłami
nadprzyrodzonymi. Podczas pobierania studiów zaczął się parać alchemią,
pragnął stworzyć złoto, które umożliwiło by mu spełnienie jego
największego marzenia- zakup zamczyska, w którym przyszedł na świat!
Niestety złota nie udało mu się stworzyć, wiec postanowił zostać lekarzem...
Jako uczony medyk chciał uczynić ludzi nieśmiertelnymi, w tym celu zaczął
eksperymentować na trupach, które próbował wskrzeszać za pomocą
mieszanki z krwi i kości. Po śmierci Dippela zrodziły się nowe powiązane
legendy o potworze-kanibalu, które skutecznie zapadły w pamięci, a potem podziałały na wyobraźnie setek ludzi...
Obecnie, trudno stwierdzić, co było rzeczywistą inspiracją dla dziewiętnastoletniej wówczas pisarki.Ale przebywanie z Janem Polidori z całą pewnością wywarło na niej piorunujące wrażenie.
Być może właściwy ślad wskazuje sama autorka,
która w przedmowie do „Frankensteina” wyjaśniła, że inspiracją do
napisania powieści był sen, w którym ujrzała „ohydną zjawę ludzką
leżącą bez ruchu, a potem, za sprawą jakiegoś potężnego motoru,
dającą oznaki życia w postaci niepewnych, półżywych ruchów”.
Ten sen był efektem trwającej do późnej nocy rozmowy o wampirach i
zjawiskach nadprzyrodzonych, odbytej w willi Diodati nad Jeziorem
Genewskim z mężem, Percy Shelleyem, ich przyjacielem - lordem Jerzym
Gordonem Byronem oraz doktorem Janem Polidorii, który: „dostarczył
towarzystwu odnośnych lektur”.
Czy wśród owych „odnośnych lektur” znalazł się opis afery z
Ząbkowic? Wydaje się to bardzo prawdopodobne jeżeli przyjrzeć się
bliżej sylwetce i zainteresowaniom doktora.
Trudno zresztą odrzucić te wszystkie podobieństwa, jakie zawarła brytyjska pisarka w swojej powieści o człowieku "uszytym" z trupów cmentarnych, z tym, co zaistniało naprawdę w miasteczku Frankenstein, kilkaset lat przed jej wizją nocną...
[złożone z Netu]