Jak
już wiesz:
wspięcie się
na Mont
Everest, to
tylko wejście
na wierzchołek wzgórza materii...
Poszybowanie w świat
fotonów, z głową
otwartą na
wszystko, niczym
umysł noworodka,
to lot
do świata
głębokiej odwagi...
To świat
metafizycznej drogi...
Świat przed-materialny...
A że
uważam się
za człowieka
wyposażonego w duszę, i człowieka
prostego lecz
wysoce świadomego
swoich słów, to
będę bronił tego, co wypowiem poniżej...
Czymże
jednak jest świadomość
i co
to takiego,
ta cała dusza,
to c o
ś, co
od zarania
dziejów dzieli
świat ludzkich
myśli na
cielesne i to,
co w nim
niewidoczne, choć
zauważalne, jak
powietrze? Jeśli
faktycznie żyje
w nas
ktoś, czy
coś, bez
czego ciało
nasze jest
tylko pustym
dzwonem, to
czymże jest
tak naprawdę,
i skąd wypływa,
gdzie lub w czym szukać
mamy jego śladów
istnienia?
Doskonale
zdaje sobie
sprawę z tego,
że żyję
w przestrzeni „błędnych
teorii”, które
opanowały świat,
jak złośliwy
nowotwór chory organizm,
i że
poruszam się
w otoczeniu
wizji „nietykalnych”,
bo z lenistwa
umysłu i wygody
ciała uznanych
przez świat klasycznej nauki za najpewniejsze.
Ale spróbuję
przeskoczyć ten
mur. I to
teraz. W tym liście.
Pocieszeniem
i motywacją
posiłkową w podjętej
próbie podzielenia
się swoimi spostrzeżeniami z gatunkiem
ludzkim, jesteś Ty-
mój „maleńki”
lecz konkretny
adresat: osoba
wrażliwa na
myśli i teorie
człowieka, mogące
zbliżyć jego rodzaj do
klucza ostatecznych
odpowiedzi. I chwała
ci za
to!
A więc,
zaczynam...
Według niektórych
lekarzy, na
przykład Stuarta
Hameroffa anestezjologa
z Arizony
początek świadomości
ludzkiej bierze
się z mikrotubuli
budujących wrzeciona
mitotyczne dzielące
się na
chromosomy i rzęski
żyjące wewnątrz
komórki. To
w nich
pojawia się
i znika
nasza świadomość.
Mikrotubule są
szkieletem komórki,
czymś na
zasadzie szkieletu
zwierzęcego, ale
to także
„mikro komputery,
gniazda wyjściowe
naszych reakcji,
tak zwane
atomy duszy”.
Przynajmniej dla
mnie i podobnie
myślącego Hameroffa.
Ale dokąd
odchodzi i skąd
powraca świadomość
naszego istnienia?
Na
chwilę obecna
możemy stwierdzić,
że pacjent
poddawany narkozie
żyje, jego
ciało reaguje
na bodźce
z zewnątrz,
odbierając wiązki
światła puszczane
badawczo na
jego zamknięte
powieki podczas
operacji, ale
nie ma
on poczucia
czasu, a właśnie
to podstawowe poczucie upływającego
czasu, zdaniem
Stuarta: „jest
ważną cechą
subiektywnej świadomości”,
którą żyjemy
na co
dzień, lecz
którą „wypychamy”
z ciała
podczas narkozy.
Poruszony jego spostrzeżeniami
dodam od
siebie, że
ciało bez
świadomości, jest
jak maszyna
bez swojego
operatora, jak
auto bez
kierowcy; włączone
funkcjonuje, ale
nie ma
w niej
tego, co
nami steruje.
Mikrotubule, to
stacyjki, a wchodząca
w nie
świadomość, przypomina
kluczyk, który
przekręcony z odpowiednią
siłą tworzy
iskrę życia,
jak przy
uruchamianiu samochodów.
Owszem, odpalony
już organizm
można podtrzymać
sztucznie, ale
bez swojego operatora
będzie on
martwym obiektem...
Opatentowanie narkozy
dało światu
nauki możliwość
zapanowania nad
ciałem, ale
czy to
wystarczy? Od
prawie dwóch
stuleci wiemy
czym uśpić
naszą czujność,
gdy naprawiamy uszkodzony
organizm, ale
nie wiemy
dokąd tak
naprawdę „odpływa”
jego „sternik” podczas
przeprowadzanego zabiegu
remontowego. Organizm
poddany narkozie,
to organizm
odłączony, organizm
wypchnięty na
siłę poza
swoją cielesność, to
obiekt dryfujący...
Cieszymy się,
że potrafimy uśpić operowany
organizm, ale
na dobrą
sprawę nie
wiemy, dokąd znika jego świadomość i co
sprawia, że
człowiek wraca...
Organizm ranny
przypomina człowieka
za burtą:
tonący ma
świadomość szansy
przeżycia, ale
wie, że
potrzebuje koła,
pomocnej ręki,
kawałka deski,
by utrzymać
się na
powierzchni i szuka
wskazówek...
Kiedy moja
matka była
operowana, pijany
anestezjolog podał
jej błędną dawkę
usypiacza, co
spowodowało, że
się obudziła
podczas zabiegu i wpadła
w panikę
widząc siebie
z otwartym
brzuchem pełnym
krwi... Zsunęła się ze
stołu i złamała
obojczyk. Po
podaniu dodatkowej
narkozy zapadła
w kilkudniową
śpiączkę... Opowiadała,
że po
wyjściu z siebie obserwowała
panikę lekarzy
nad jej
reanimowanym ciałem, potem
wzniosła się wyżej, ponad szpital i weszła do
tunelu z ciepłym
światłem i różnymi głosami...
Kiedy się
ocknęła, była
przekonana, że
to wszystko
trwało zaledwie
drobną chwilę,
a nie
prawie tydzień.
Niestety nie
pamiętam dokąd
dotarła wtedy,
kogo słyszała
i co
spowodowała, że
wróciła. Byłem
za mały,
aby to
zapamiętać, a tym
bardziej zrozumieć.
A teraz
jej nie
ma. Przypuszczam
jednak, że
to właśnie
taka mikrotubula
była tym
tunelem, którym
szybowała moja
matka podczas
śpiączki; utkana
z drobnego białka
rurka, w której
łączy się
fizyczność z nie
fizycznością i w
niej zbierane
i przetwarzane
są też informacje.
Dla wspomnianego wcześniej Hameroffa,
ludzka dusza „jest realnym bytem,
jako całość
informacji kwantowej
istniejącej na
podstawowym poziomie
świata”, dla
Indian obu Ameryk „ludzie stanowią
mniejszość w świecie
zamieszkałym, głównie
przez duchy”,
a dla mnie- jedno z drugim się nie wyklucza! Ale,
aby to
zrozumieć, musimy
być otwarci na pochłaniany świat, jak
dzieci, które
są świadome
„zewnętrznego świata
i wewnętrznego
życia”. Nie jest to jednak
zadanie łatwe, gdyż człowiek dorosły
łączy świadomość ze
skupianiem uwagi
na konkretnym
punkcie, czy
przedmiocie, gdy
chce się do niego zbliżyć, by go lepiej
poznać i zrozumieć, a umysł
dziecka ogarnia
wszystko, czym jest otoczone i
czym żyje-
i to
jednocześnie! Mało
tego, między
3 a 5
rokiem życia
dochodzi u dziecka
coś takiego,
jak samoświadomość,
w stanie
której dzieci
w tym
wieku- według
psycholożki Alison
Gopnik z Uniwersytetu
w Berkeley:
„posiadają tak
zwaną pamięć
autobiograficzną, zapamiętują
nie tylko
informacje z przeszłości,
co potrafią
także niemowlęta,
ale tworzą
także narracje:
jestem tą
samą osobą,
którą byłem
w przeszłości
i będę
w przyszłości”.
Ze mną
było podobnie.
Mając trzy
lata dobrze
wiedziałem, kto
i co
mnie otacza.
Moja mowa
była jeszcze
niewyraźna, ale
w głowie
potrafiłem bardzo
dokładnie rozpoznawać
napotykane przedmioty.
Jako przykład
podam moment
zrobienia pewnego
zdjęcia, zdjęcia
które istnieje
w rodzinnym
albumie do
teraz. Chodzi
o czarno-białą
fotografię, wykonaną
wczesną wiosną
na schodach
przed domem
przez jednego
z naszych
sąsiadów. Jestem
na niej
ja, moja
matka, starszy
brat i wracająca
z pracy
babcia. Pamiętam,
że będąc
brany przez
matkę na
ręce miałem
pełną świadomość
chwili. Dobrze
wiedziałem, że
za moment
zostanie wykonane
zdjęcie, że
sąsiad wyciągnie
z torby
aparat, pokręci
nim i dokona
archiwizacji chwili.`Pamiętam
też momenty,
w których
bawiłem się
sam, wizualizując
sobie „ostateczne”
odnalezienie kobiety,
która od
wieków mnie
szuka i która
nagle mnie
odnajduje w tym
życiu... Miałem
około 5 lat
i wyobrażałem
sobie polną
drogę, którą
biegnie do
mnie ta
osoba. Była
niskiego wzroku,
z długimi
do pasa,
ciemnymi włosami.
Z tego
samego okresu
pamiętam też
chwile, w których
uważałem, że
jestem tylko
na chwile
tutaj, w tym
świecie i że
dookoła mnie
istnieją lustra,
przez które
oglądany jestem
ja i moja
rodzina. Że
każdy dzień
naszego życia
jest rejestrowany
i oglądany,
jak film
w kinie.
Jednak świadomość
tego nie
przerażała, raczej
uważałem to
za coś
oczywistego, a nawet-
koniecznego.
Uważam, że
świadomość to,
głos duszy
i nie
ogranicza się
ona tylko
do aktywności
mózgu lecz
jest czymś
ponad. To
głos informacji,
która stale
się rozrasta,
jest nieśmiertelna
i której
byt nie
ogranicza się
tylko do
ciała, w którym
pomieszkuje. W moim osobistym odczuciu ciało
ludzkie stanowi wysoce skomplikowany pojazd genetyczny, czyli coś na zasadzie rakiety biologicznej wpuszczonej w świat
zmaterializowanej informacji. Dzięki czemu przelatuję po świecie fizycznym,
niczym skaner kasjera po zakupionym towarze. Ciałem swoim odczytuję reakcje na
wcześniej wybrane połączenia, bodźce i pozycje emocjonalne. Ciałem też fruwam
po przestrzeniach sprawdzonych i całkowicie nowych, wręcz eksperymentalnych,
dopiero badanych, a wszystkie zgromadzone dane rozbudowują moją obecność fizyczną w świecie doczesnym jak i
poza nim. A mikrotubule czy ponadczasowe
fotony, to tylko mechanizmy transportowe poza cielesnych istnień w świecie
fizycznym.
Każdy sprawny Infonauta, w ratowaniu
siebie przed pobłądzeniem w otaczających go przekazach- powinien uświadomić
sobie, że wszelkie podważanie istnienia duszy i skreślanie jej ze świata
istniejącego, tylko dlatego, że jest ona nie dostępna dla oczu tradycyjnej nauki i należy do świata
metafizycznego- to błąd generalny na drodze ku oświeceniu! Albowiem jedno i
drugie siebie nie wyklucza, a nawet jedno za drugim przemawia, wystarczy, że
odważymy się zejść, jak twierdzi jeden z fizyków- Gerald Schroeder: „na poziom
kwantów, do mikrocząsteczek tworzących makro świat, (a) nagle świat znika i
staje się metafizyczny, dający początek fizycznemu. To nie teoria, to jest już
wiadome”. Według niego dusza: „to metafizyczny aspekt świata, wchodzący w
interakcję z tym, co jest fizyczne. Nasze ciała są fizyczne, choć jesteśmy
przejawem energii twórczej; są fizyczne, ale oddziałuje na nie aspekt
całkowicie metafizyczny i to jest właśnie dusza”.
Ale, co dalej? Co jeśli nagle
zaakceptujemy istnienie duszy i świata metafizycznego na równi ze światem
fizycznym, a okaże się, że zostaliśmy wywołani sztucznie, z ciała jak i tego,
co ponad nim? Co, jeżeli znajdziemy dowody na to, że nigdy nie byliśmy
wyjątkowi i jedyni w otaczającym nas świecie? Co się stanie z naszymi umysłami,
gdy odnajdziemy początkowe motywacje naszego istnienia tutaj? Co pomyślimy, gdy
okaże się, że być może nie istniejemy, a jeśli już, to nie jesteśmy w tym
istnieniu tacy niepodlegli i swobodni, jak myślimy? Te i inne odpowiedzi
postaram się przedstawić wkrótce. Puki co... Macham!
Infonauta z Podskórnego Świata- Ir.Pi.75