sobota, 28 listopada 2015

czwartek, 26 listopada 2015

Symbole

 

Każdy dzień jest siewcą symbolicznych znaków. Dzisiejszy również. A właściwie to TA poprzedzająca go noc... Ona jest właściwym ołtarzem ruchomych szyfrów, podpiętych do skrzydeł codzienności jak wdychane powietrze. Właśnie ona. Nikt inny. I ten jej czarny i chropowaty jak zużyty asfalt płaszcz, senny kożuch, to w nim powinienem nauczyć się odczytywać przekazy... Ponieważ w poprzedzającym wybudzenie obrazie (o mocy obszernej jak kosmos) powinienem odkodowywać zaszyfrowane rozporządzenie Losu... Reszta jest błądzeniem. Z taką myślą się obudziłem. A dwanaście godzin później  znalazłem się w kinie. I przyszło potwierdzenie, że nie oszalałem. Choć droga ku oświeceniu graniczy z szaleństwem. Z zagubieniem. Odpryśnięciem od gruntu dla stóp.

Alisa z Kijeva

 

Alise Kovalenko poznałem osobiście. Była u mnie w domu. I przy herbacie wyszła z niej lewicująca romantyczka, która zrobiła film o wojnie pod osłoną ochotników z Prawego Sektora. Rozmawialiśmy również o Majdanie... Opowiadała, jak odłożyła kamerę i zaczęła nosić krew w butelkach po wodzie. Jak ponosiła ją siła tłumu wymieszana z czystym strachem o życie... Potem wyjechała na wschód, do walczących żołnierzy. Nosiła kamizelkę, którą, ze względu na obciążenie dla kręgosłupa nosi się do 2-4 godzin maksymalnie, a ta zmuszona była jej nie zdejmować nawet przez 10 i więcej. Potem trafiła w ręce separatystów, gdzie wzięto ją za szpiega...

wtorek, 3 listopada 2015

Tak sie musi stać...



Pójdę tam, gdzie w jednej chwili cały czas przestanie istnieć!

poniedziałek, 2 listopada 2015

ZADUSZKI

ŚWIECA

To jest ten dzień... Od dwunastu godzin chrześcijanie rozpamiętują uduchowionych barbarzyńców, szaleńców i ludzi wyniesionych ponad przeciętność. Wspominają Świętego Jana, co z miodem jadł szarańczę i przed bogiem nago tańczył. Rozpamiętują Świętego Franciszka, co w gorączce bijącej z pobitewnych ran utracił zmysł żołnierza i przez resztę swoich dni biegał po trawie boso, by tulić się do drzew i sierści zwierzęta, swoich braci mniejszych, bezbronnych, a dla wielu niemych. Albo tego blondyna Karola spod krakowskich Wadowic, co pisał wiersze, jadł kremówki, i kochał się w kobiecie z prawdziwych kości, zanim strzelił do niego innowierca spod Ankary- Ali Agca.